Pierwszy wpis w kolejnym roku naszej wspólnej tułaczki wokół komina powinien być optymistyczny. Świat zalała euforyczna fala mocnych postanowień z wosku, który spłynie na karty historii pod wpływem złośliwego ciepła z knota zapału. Oczywiście to jeszcze chwilkę potrwa, ale wszystko sprzysięga się przeciwko nam – szkoda już nawet pisać o naszych potężnych wrogach za granicą, ale nawet ten okropny śnieg pokrzyżował niektóre plany. I to w zimie. Dlatego, dopóki jeszcze świeca ma kształt tylko nieznacznie różniący się od naszych aspiracji noworocznych, nie będę dokładał od siebie sztucznie wzbudzanego zachwytu nad światem. Nad dobrem, mądrością i pięknem maluczkich.
Nie jestem jednak bezduszny. W ostatnim zdaniu postaram się z całych sił dodać państwu otuchy.
Wydawałoby się, że mijające lata przygotowują nas one na kolejne rozczarowania. Nie wiem jak sprawy mają się gdzie indziej, ale u mnie ten scenariusz nie działa. Są sprawy, które jeśli nie osiadają na mieliźnie rozczarowania to przynajmniej niebezpiecznie i mało estetycznie trą burtą swojego kadłuba o skały zdrowego rozsądku i przyzwoitości wyraźnie wystające z fal wysychającego oceanu umiaru. Bezlitośnie przy tym nadwyrężając wszystkie zmysły – oczy krwawią, uszy pękają, a fetor zabija głód, objawiając się bólem brzucha. O jednym takim zeszłorocznym rozczarowaniu wspomnę.
Jestem pewien, że na wydziałach filologicznych ustalono już, że do hipertroficznie rozrastającej się rodziny wypowiedzi pismem, dołączył nowy członek. Jak żaden inny gatunek literacki jest przystosowany do dzielenia się przez pączkowanie. Jest dostępny dla wszystkich. W szczególności upodobali sobie, jego doprowadzone do maestrii użycie, analfabeci. To właśnie oni używają tego śmiertelnego dla rozumu oręża w debatach, w których choćby zająknięcie się prośbą o zasady interpunkcji, ortografii, składni jest traktowane, jako elitarny atak na wolność wypowiedzi i demokrację. WPIS – jego forma jest absolutnie amorficzna i w tym sensie absolutnie egalitarna. To jednak tylko część tajemnicy wielkiego renesansu ludowej literatury. Drugą stanowi kwestia treści.
Wpis, ów nowy członek rodziny gatunków literackich – umiejscowiony gdzieś między haiku, a poezją dadaistyczną – jest powszechną dzisiaj metodą rozsiewania ciemnoty. Swoim autorom pozwala na dosłownie wszystko, odbierając jednocześnie szansę na jakikolwiek sukces ich polemistom. Statystyczny twórca wpisu, jak miliony innych spadkobierców okrutnej średniowiecznej tradycji rozpalania stosu niesprawiedliwości, kłamstwa i ohydy, nie będzie gasił go faktami. Fakty mają płonąć w płomieniach emocji, nietolerancji, żółci. Wiedza, dowód, rzetelna informacje tylko przeszkadzają. Warto dodać, że walka z autorami wpisów na zasadach rzetelności przypomina przenoszenie wieloryba na Saharę – sprawa dosyć skomplikowana i raczej perwersyjna w swoim okrucieństwie. Zresztą jest taka scena w filmie „Autostopem przez Galaktykę”, którego obejrzenie polecam, ale raczej po lekturze książki Douglasa Adamsa.
WPIS dopuszcza wszelkie sposoby zaprzeczania faktom, gardzi logiką, zaprzecza idei dowodzenia, kpi z dokonań nauki, a zatem dopuszcza, jako się rzekło, wszelką treść. Jakiś analogowy, zupełnie niepotrzebnie średnio wykształcony czytelnik mógłby teraz powiedzieć:
– Ale to przecież nic nowego. Już ten gość od „globalnej wioski” i „medium jest przekazem” o tym pisał. Zresztą wystarczy wywikipediować – stoi wyraźnie w pierwszym zdaniu. No, a potem postmoderniści. Panie Patryku, c’mon.
Tutaj oczywiście, gdyby sprawa rozgrywała się w ojczyźnie WPISu, czyli Internecie, a ja nie należałbym do tej samej grupy, co zadający pytanie, odpowiedziałbym mniej więcej w ten deseń: – Ma pan coś przeciwko Wsi i telewizji państwowej i jej przekazowi… lepsze niż te lewackie gazety…kazdy może sobie teraz napisac co mysli i nikt mu nie zabroni…. i chyba nie stoi 😉 a poza tym w Polsce piszemy po polsku także argument nie trafiony Nara… i jeszcze każdy ma prawo do wypowiedzi bo nareście mamy demokracje 😉
Tak wygląda, pewnie jeszcze nieco zbyt wysublimowana, moja próba stylizowania części tekstu na WPIS.Tak napisałbym, gdybym wypalił sobie resztki rozumu nadużywając silnych używek, rzucając kamieniami w szkołę, jedząc zbyt dużo wysokoprzetworzonych posiłków, nie wietrzył sypialni przed snem i nie lubił swojej pracy. Można znaleźć z łatwością jeszcze wiele innych przyczyn owej rozczarowującej patologii literackiej.
Można podać setki tematów, których nieszczęśliwie nie ominęli autorzy wpisu. Niemiecki choinki, czipy 5G w szczepionkach, sfałszowane wybory w USA, nieskuteczność maseczek podczas ataku 300 Sebixów na Empik, potęga gospodarcza RP, różne treści narodowe itd. itp. Mnie zupełnie rozbił jeden sezon wpisu, który zastukał do mojej internetowej emanacji w mediach społecznościowych. Okazało się oto, że mamy całkiem niedaleko, wybitnych specjalistów od symboli kulturowych. Co ciekawe, naprawdę nie podejrzewałbym ich o tak wysublimowane zainteresowania naukami społecznymi. Nie wziąłem jednak pod uwagę, że należą do armii wpisowiczów. Jeden napisał – nie wprost, ale do sprawdzenia u mnie na FB, że Harry Potter był w bojówkach hitlerowskiej młodzieży. Ponieważ Voldemort trafił go rykoszetem w czoło, zabijając przy tym, – co wiedzą wszyscy średnio obeznani w kulturze popularnej – matkę przyszłego czarodzieja z Gryfindoru, chłopcu na czole wyskoczyła błyskawica. Ta zaś, to już zupełnie jasne, pochodzi od absolwenta Slytherinu – o czym autorka sagi co prawda nie wspomina, – oprawcy połowy ludzkości, który swoich Uruk-hai ubrał w świetnie skrojone, czarne mundury. Ci sami kamikadze literatury wpisowej uważają, że Harry Potter powinien być zakazany jako czarna magia, a na do datek ze względu na dwie pierwsze literki nazwiska, które – jeśli je powiększyć wyglądają tak: POtter. Przypadek? Nie sądzę. To jeden spośród Legionu, bo imię jego Legion.
Rozczarowywał mnie zatem w ubiegłym roku przyrost literatury wpisowej. Jej jakość, która stanowi odbicie rozumów i serc autorów. Raczej ohydne, raczej złe, bardzo smutne. Na starcie nowego roku przekornie skupiłem się na jednym, nie ukrywam było ich więcej, rozczarowaniu zeszłego roku. Ale przetrwałem je i państwo również, bo przecież to czytacie.
Życzę zatem wszystkim tego, żeby rozczarowania były na nasze siły.
P.S. Teraz zauważyłem trzy ostatnie literki w słowie będącym tytułem tego wpisu. Zapewniam, choć oczywiście liczę, że nobliści wpisu nieżyczliwie to zaatakują, że to nie przypadek. Tak sądzę.