Tagi archiwalne: polska

inspirations Life Style

Dekada w samorządzie

Portrety, o których wystawie wspominałem, zostały w większości, a może nawet wyłącznie – wykonane na potrzeby magazynu Verizane Krzysztofa Łacha. Na jego łamach i ja zostałem odpytany.

 

– Od ponad 10 lat działa Pan w samorządzie. Czym musi charakteryzować się, Pana zdaniem, dobry samorządowiec, dobry urzędnik?

To specyficzna praca. Podlega stałej ocenie mieszkańców, których reprezentujemy. Są oni naszymi klientami , a jednocześnie pracodawcami. Żeby było jeszcze ciekawiej – to nasi sąsiedzi, znajomi, koleżeństwo ze szkoły. Spotkamy się na co dzień w sklepach, na wywiadówkach, na pizzy czy basenie. W takich społecznościach jak nasza niczego nie da się ukryć, nie sposób udawać kogoś innego, niż się jest w istocie. Bardzo szybko demaskowane jest  lenistwo, brak zaangażowania, obłuda czy fałsz. Dlatego przede wszystkim należy być szczerym i uczciwym wobec siebie i innych. Nie można grać kogoś innego, niż się jest naprawdę. Trzeba lubić ludzi, być otwartym na zmiany i gotowym na ciągłe uczenie się. I wreszcie należy nie bać się decydować. Trzeba podejmować decyzje.

– Uważa się Pan za dobrego samorządowca?

Z wiekiem przybywa pokory i wszelkie oceny stają się mniej ostre. A jednocześnie zdobywa się trudne do przecenienia doświadczenie. Bardzo lubię swoją pracę. Nie boję się decyzji. Lubię i cenię ludzi, z którymi współpracuję i chyba ich należałoby zapytać o tę ocenę. Tym bardziej, że bez nich nie byłoby mowy o jakichkolwiek, nawet drobnych sukcesach.

– Czego nauczyła Pana praca w samorządzie?

Samorząd to gra zespołowa. Konkurujemy w trakcie wyborów i gdybyśmy porównali to do piłki nożnej, to reprezentujemy różne kluby, ale już po wyborach gramy w jednej reprezentacji, która nazywa się Starogard, powiat, Pomorze. To realne życie i nie można się na nie obrażać. Wiem, że może brzmi to nieco idealistycznie, ale ja właśnie w ten sposób rozumiem naszą pracę. I jest mi czasami przykro, kiedy niektórym ideologia przysłania zdrowy rozsądek.

Czytaj więcej
Bez kategorii inspirations Travel

Wigilia w stylu filipino czyli kiedy okazało się, że jestem Polakiem

Jakiś czas temu, przed Gwiazdką, poproszono mnie żebym opowiedział w iluś tam znakach o jakim szczególnym Bożym Narodzeniu. Było takie. A historia ukazała się w Dzienniku Bałtyckim.

Istniał czas, kiedy Polska była poza Unią Europejską, do Dublina jechało się autobusem 48 godzin, a bezrobocie na Pomorzu wynosiło niemal 20%. Wcale nie tak dawno temu. Jakieś 15 lat temu, skończywszy Uniwersytet Gdański postanowiłem poszukać szczęścia na emigracji – przy irlandzkim zmywaku. Co ma to wspólnego ze wspomnieniem szczególnej wigilii ? Wbrew pozorom – ma. Czasy były inne i kiedy po tygodniu irlandzkiej przygody chciałem wrócić do Polski z podkulonym ogonem po prostu nie miałem za co i w sensie zawodowym – do czego. Tęskniłem za rodziną i przyszłą żoną. Jako obywatel spoza Unii ze wszystkimi formalnościami miałem ogromne kłopoty: konto w banku – kilka tygodni; ubezpieczenie społeczne – doba czekania przed stosownym urzędem, ramię w ramię z imigrantami z Azji i Afryki; umowa najmu mieszkania – czekamy na ubezpieczenie społeczne i konto w banku. Ogólnie dramat.

Czytaj więcej