Bez kategorii

Portrety

Kilka tygodni temu odbył się wernisaż, w którym uczestniczyłem. Nawet w dwóch rolach – zaproszonego i sportretowanego.

Wydaje się, że w dobie tyranii mediów społecznościowych, aparatów fotograficznych w smartfonach, fetyszyzacji selfie – istnieje chorobliwa nadpodaż fotografii. I właśnie wystawa Krzysztofa Rudka staje w poprzek temu trendowi, stanowi tamę cyfrowej powodzi „fotek”. Z kilku powodów, za które wypada autorowi podziękować i pogratulować. Po pierwsze. Fotografie otrzymały ciało, oblekły się w przedmiot, opuściły komputer, w którym zapisane są jako skomplikowana sekwencja zer i jedynek. Zawisły na ścianach. Można ich dotknąć – chociaż nie zachęcam, nie można ich wymazać, wyłączyć z prądu. Nawet ich zniszczenie wymagałoby zużycia nieprównanie większej energii niż kliknięcie w przycisk z koszem na śmieci. Istnieją, a ten zaszczyt staje się udziałem jedynie tysięcznych części promila światowej produkcji zdjęć. Tak naprawdę wydrukowane zdjęcie jest samo w sobie wydarzeniem.

Po drugie. Autor i jego wydawca – Krzysiu Łach, wykazali się konsekwencją. Doprowadzili sprawę do końca. Zrealizowali zamierzenie, którego kształt na początku drogi wcale nie majaczył na horyzoncie, a mimo to do niego dotarli. W świecie tymczasowości i przygodności to bardzo dużo. Po trzecie. Wspólnotowy wymiar wystawy. Choć pewnie jest on w równym, o ile nie decydującym, stopniu zasługą szefa Verizane, to jednak widać wyraźnie, że artysta podchodzi do fotografowanych przez siebie osób z jednakowym szacunkiem. Nie widać, a przynajmniej ja nie zauważyłem, żeby kogokolwiek z portretowanych faworyzował. To bardzo uczciwe, nieczęsto spotykane i niezwykle trudne, a jednak Krzysztofowi Rudkowi, moim zdaniem, się udało. Na ścianach galerii panów Harasa i Olszynki wiszący obok siebie sportretowani mogą czuć się w swoim towarzystwie dobrze, bo są potraktowani równo i sprawiedliwie – bez względu na wiek, płeć, wykonywany zawód, poglądy. A wyobrażam sobie, że to wcale nie musi być takie łatwe, chociaż jako postulat artystyczny wydaje się oczywiste. Rola osoba portretowanej to zresztą bardzo ciekawy wątek, którego nie sposób tutaj rozwijać. I wreszcie po czwarte. Autor fotografuje świadomie. To nie jest fotografia maszynowa, licząca na łut szczęścia, farta. Krzysztof Rudek wie co i w jakim celu fotografuje. To oczywiście może się komuś podobać bardziej, a komuś mniej. Ale z pewnością wymaga szacunku.

 

Może Ci się spodoba
Jest im odpuszczone
Administratorka Barbasia
Szósty rok walki z HPV

Zostaw komentarz

Twój komentarz*

Twoje imię*
Twoja strona