Praca w przestrzeni publicznej wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Rozumiem ją jako odpowiedzialność za swoich klientów. Bez względu czy są to uczniowie szkoły w której pracujemy, czytelnicy gazety do której pisujemy, mieszkańcy gminy, pacjenci itd.
Jest to też odpowiedzialność za współpracowników. Dzięki nim możliwa jest realizacja odpowiedzialności za klientów. W wielu podręcznikach psychologii zarządzania czy w popularnych obecnie internetowych wykładach najróżniejszych autorytetów kwestie te są opisane w sposób usystematyzowany. Ja chciałbym podzielić się moim rozumieniem takiej odpowiedzialności. I przyznam, że do takiego jej rozumienia staram się przekonać swoich współpracowników.
Zasada jest prosta. Jako czyjś zwierzchnik jestem zobowiązany do takiego „obsłużenia” go, żeby on mógł w odpowiedni „obsłużyć” swojego podwładnego, a ten obsłużyć klienta urzędu, szkoły czy np. partnera biznesowego.
Jeśli odniesie sukces, będzie on jego sukcesem, który zwielokrotnią wszyscy, którzy mu pomogli. A ewentualna porażka i idące za nią zmartwienia zostaną podzielone przez wszystkich członków zespołu, ale ich zwrot jest skierowany „ku górze”. Tak, że ich ostatecznym odbiorcą jest „szef”. Jasne, że nie zawsze wychodzi to idealnie, ale zawsze staram się o tym pamiętać.
Dokładnie w taki sposób rozumiem pracę parlamentarzysty. Ostatecznym i nadrzędnym celem działań powinno być prawidłowe „obsłużenie” obywateli. Poprzez otwartość, aktywność, pracowitość, dobre przygotowanie i odpowiedzialność.