Jest wiele zmian, które zaszły w trakcie życia mojego pokolenia. Trzeba powiedzieć, że coraz trudniej uzmysłowić sobie ich, jakość, zakres, skalę. Pomyślałem o tym w chwili, w której przeprowadzający się do nowego mieszkania rodzice przynieśli mi moje trofea z czasów podstawówki. Z jednej strony zrobiło mi się miło, bo raczej już na podium nie staję, a stawałem; z drugiej smutno, bo jakoś czas przeleciał okrutnie szybko; a z trzeciej to jednak mieliśmy jakieś dzieciństwo mniej obciążające niż dzisiejsze dzieciaczki. Proszę spojrzeć na buty większości moich kolegów ze zdjęcia, nie wyłączając mnie –
dzisiaj dzieciaki by się w nich zabiły i płakały, że to są tortury i źle będą wyglądały na Insta. A my? Kornery na nogi do boju! Może gdyby nie one, byłbym dzisiaj emerytowanym zawodowym piłkarzem;) Tak przy okazji, fajna to była kapela w tej Wierzycy!
Czasami pojawia się naszym oczom jakiś relikt naszego dzieciństwa zwanego słusznie czasem komuny. Na przykład taki, który zwrócił na moją uwagę, kiedy z Łukaszem, czyli młodszym prezesem dwuosobowego klubu Gabriel Brothers, wracaliśmy z zawodów triathlonowych w Hamburgu. Największych tego typu zawodów na świecie, w których – w ramach zrobionych sobie prezentów – ukończyliśmy dystans Olimpijski (1,5 km pływania, 40 km roweru, 10 km biegu). O tej wycieczce zresztą może uda się jeszcze coś napisać. Ale wracając do zapomnianych symboli czasów podstawówki. Jechaliśmy przez wał pomorski, którego symbolem są dwa miecze. Miecz, które jako narzędzie służące – według jednych do zabijania, a innych obrony ( obie strony mają rację) – z samej swojej definicji są wykuwane z żelaza. Dlatego jako symbol – można by powiedzieć instalacja artystyczna, symbolizująca męstwo, wysokie na – lekko liczący ze 3 metry, powinna zostać wykonana z żelaza albo materiału choćby próbującego ten metal imitować. Tymczasem na całej trasie, przy drodze nr 22, jakiś geniusz artystyczny na żądanie jakiegoś komunistycznego aparatczyka, wykonał odlew dwóch mieczy – nie z żelaza a z… betonu. BUM! Czasy się zmieniły!
Świetnie się również nasze okolice rozwijają. Otóż startujemy w różnych zawodach – dla zdrowia, jego promocji, w celach towarzyskich, bo jesteś sportowcem całe życie, bo lubimy. Płacimy za to wpisowe, ustawiamy weekendy w taki sposób żeby móc pojechać nawet kilkaset kilometrów na zawody, a potem dzielnie, acz bez pośpiechu walczymy na trasie. I ja nie wygrywam, choć muszę podkreślić, że też się nie kompromituję.
A trzydzieści lat temu zdarzało mi się, jak wskazują dowody, wygrywać czy stawać na podium. I dostawałem dyplom wypisany pisakami – starannie trzeba przyznać, a o medalu to raczej pomarzyć nie można było. A byłby on czymś, co można by porównać do obiektu mrocznego pożądania, jakim były w tamtych czasach na przykład buty jednego z moich kolegów ze zdjęcia, stopera Roberta Nogi. Ale medali nie wręczali zazwyczaj.
A dzisiaj wręczają – piękne, kolorowe, fikuśne. A dzisiaj wręczają – wszystkim, nie tylko zwycięzcom, a także tym gdzieś z połowy stawki, a także czterdziestolatkom +.
I to jest wspaniałe i to jest nasz wspólny sukces.