Niedawno
zobaczyłem w Internecie fragment świątecznego programu publicystycznego z tak
zwanej telewizji publicznej. Odcinek musiał być szczególny, bo i prowadzący
ubrany w sweterek w stylu, którego promocja również mnie nie jest obca, a i ilość
gości znamionująca wiekopomne wydarzenie. Uprzedzę, że nie będę relacjonował
kolejnych minut wydarzeń w studio. Z różnych względów, o których nie warto
pisać. Wytrzymałem tyle czasu ile zaproszeni goście potrzebowali żeby się
przedstawić. Kiedy to uczynili, a nie brak im było przy tym swady i poczucia
humoru, wyłączyłem filmik i przeniosłem się do sekcji: komentarze, która
znajduje się pod każdym postem na FB. Zaproszonymi do studia gośćmi było kilkunastu
mężczyzn, a przy pomocy „telemostu” jeszcze bodaj dwaj mieli łączyć się ze
swoimi kolegami w Warszawie. Czy do tego doszło nie wiem, ponieważ jak już
wspomniałem nie zdecydowałem się na kontynuowanie obserwacji. Ze względów
dyplomatycznych i w ramach dopuszczalnego uniku, napiszę tylko, że powstrzymały
mnie od tego „inne, ważne względy”. Dodam tylko, że tak męskie grono musiało
rozmawiać na tematy – w świecie takich mężczyzn, którzy tam się zebrali to
zupełnie naturalne – prawdziwie męskie. Do takich z pewności zaliczyliby
obronność, kwestie wydobycia węgla, aborcję albo wręcz politykę zagraniczną.
Kilku
spośród panów znam i dlatego nieco korciło mnie żeby spędzić kolejne minuty z
zaproszonymi gośćmi. Powiem szczerze,
znam ich bardzo dobrze. Więcej – znam bardzo dobrze ich twórczość, bo mowa o
ludziach kultury. Jeszcze więcej – jeden
z zaproszonych to autor jednej z moich ulubionych płyt, szef jednego z moich
ulubionych zespołów, autor wielu fantastycznych tekstów. Zdradzę rzecz, której
dotychczas nie zrobiłem, a którą chwaliłem się najbliższym, którzy wiedzą o
mojej tym Rockandrollowcem przez wielkie R, fascynacją. Ja nawet – a zdarza się
to nader rzadko – wódkę spożyłem przed i po koncercie rzeczonego. Z nim i dwoma
jeszcze moimi przyjaciółmi, dla których emocje z tym związane były podobnie
silne. We czwórkę spożywaliśmy alkohol i gadaliśmy o naprawdę różnych bardzo
ważnych sprawach. Być może nawet o kobietach.
Pozostali,
których znałem to kolejno: Jarosław Jakimowicz – lubiłem i film i piosenkę
Anity Lipnickiej z filmu. Jan Pietrzak, kto słyszał „Żeby Polska…”, a nie
słyszał autora w jego przekazach mówionych, ten z pewności stwierdził, że duży
talent musi mieć autor. Wreszcie znałem też Wujka Samo Zło, którego kojarzę
raczej jako konferansjera i prowadzącego programy hip-hopowe w dawnych czasach,
kiedy telewizje muzyczne zajmowały się muzyką. Jeden z nich, nie będę teraz
googlował – może komuś zachce się sprawdzić to proszę o cynk, nazywał się chyba
„Rap kanciapa” i mnie się ta nazwa bardzo podobała. Chociaż fanem hip-hopu
zostałem nieco później. Tych znałem, bo interesuję się kulturą popularną.
Znany był mi jeszcze jeden z kolegów, którzy być może połączyli się ze studiem
w dalszej części spotkania tych zuchów. Jego nazwiska nie wymienię, ponieważ
tego znam w związku z zainteresowaniami życiem społecznym. Powiem tylko – to
taki dobrze wyglądający były kandydat na prezydenta RP, dzielny i soczyście przemawiający
na wiecach. Nie bardzo lubi sąsiadów, boi się wszystkich, którzy nie znają
polskiego. Na takich ludzi reaguje agresywnie, najchętniej będąc w grupie sobie
podobnych.
A teraz
wracam do znajomego, z którym przez kilka godzin omawiałem nie tylko jego
twórczość, a rozmowa ta była i ciekawa, i wesoła, i nawet lekko
chuligańska. I może ten ostatni rys
charakterologiczny wziął teraz górę ? Byłem zaskoczony i chyba jednak nierozczarowany.
Raczej jakoś żal mi się zrobiło mojego bohatera i już szukać dla niego
usprawiedliwień. Może chce się na kimś odegrać? Może płytę nową promuje? Może z prowadzącym znają się jeszcze z
podwórka i chciał mu podbić oglądalność w ramach solidarności chłopackiej? Może
sianko się nie zgadza i jakieś tarapaty nowe finansowe? Wszak kiedyś opowiadał
mi na przystanku we Wrzeszczu jeden muzyk z Londynu obecnie, że kupił w
lombardzie piec estradowy zastawiony przez rzeczonego.
Dlatego nie
oglądałem od momentu, kiedy mym oczom zmęczonym ukazał się lider zespołu
Apteka. Nie chciałem wiedzieć co też w tym towarzystwie ma do powiedzenia. Może
nawet na temat ekologizmu i San Escobar. Kiedyś w piosence ”System”, z płyty, o
której wspomniałem, a która nazywa się „Menda” Jędrzej Kodymowski szczerze śpiewał,
a ja mu wierzyłem:
Kiedyś na nich plułeś,
a dziś im służysz!
Ty sprzedajna k…!
Ty sprzedajna k…!
Kiedyś na nich plułeś,
a dziś im służysz!
Tak łatwo jest się sprzedać,
tak łatwo jest się skur…!